Kuźwa.... jak bolą mnie uda!!! Ale zrobiłem założony plan - 600km w miesiącu (na PS3 zdobyłbym za to trofeum :))

Dostałem od żony przepustkę na 1,5 godz. więc trzeba było jak najszybciej kręcić coby się trochę km nazbierało. Trasa niezbyt przyjemna. Nad Zalewem Zegrzyńskim masa samochodów. Wiatr też jakby się na mnie uwziął. Mimo całkiem niezłego (jak na mnie) avs'u, nie było przyjemnie. Muszę koniecznie zaopatrzyć rower w rogi. Łapy mnie niesamowicie bolą w nadgarstkach.

Little circle from house to Whitecoast(Białobrzegi), next Old Zalubice (wiadomo) and back again to house ;)

Z braku czasu trudno było o więcej... Podjechałem z pracy do Centrum Wileńska. Tam rowerek wskoczył na samochód.

Po porządnie wybieganej koszykówce jechało się dzisiaj nie najgorzej. Skurcze łydek zapomniały się uaktywnić.
Po drodze bliskie spotkanie ze zderzakiem mercedesa A, który wymusił pierwszeństwo. Uderzył w tylną część tylnego koła. Na szczęście nic się nie stało. Trochę mnie przestawiło na ulicy. Koło wydają się być ok. Koleś (lub kolesiówa) nawet się nie zatrzymał. Spieprzał ile sił w endżinie. Cóż... może się chociaż zastanowi i drugi raz pomyśli zanim wjedzie na skrzyżowanie.

Rekord miesiąca ustanowiony.

Po ciężkiej nocnej walce z komarami czułem się rano niczym koń po westernie.
Postanowiłem, że czas zrobić przerwę w jeżdżeniu. Nie wiadomo jednak czemu, automatyzm moich ruchów wdział świeżutki, upraniutki strój rowerowy. Trudno... może jutro dam sobie spokój. Zwłaszcza, że dzisiaj 2 godziny latania od kosza do kosza za piłką. W sumie to całkiem nieźle się kręciło jak na powesternową chabetę ;)