Dostałem od żony przepustkę na 1,5 godz. więc trzeba było jak najszybciej kręcić coby się trochę km nazbierało. Trasa niezbyt przyjemna. Nad Zalewem Zegrzyńskim masa samochodów. Wiatr też jakby się na mnie uwziął. Mimo całkiem niezłego (jak na mnie) avs'u, nie było przyjemnie. Muszę koniecznie zaopatrzyć rower w rogi. Łapy mnie niesamowicie bolą w nadgarstkach.

Little circle from house to Whitecoast(Białobrzegi), next Old Zalubice (wiadomo) and back again to house ;)

Z braku czasu trudno było o więcej... Podjechałem z pracy do Centrum Wileńska. Tam rowerek wskoczył na samochód.

Po porządnie wybieganej koszykówce jechało się dzisiaj nie najgorzej. Skurcze łydek zapomniały się uaktywnić.
Po drodze bliskie spotkanie ze zderzakiem mercedesa A, który wymusił pierwszeństwo. Uderzył w tylną część tylnego koła. Na szczęście nic się nie stało. Trochę mnie przestawiło na ulicy. Koło wydają się być ok. Koleś (lub kolesiówa) nawet się nie zatrzymał. Spieprzał ile sił w endżinie. Cóż... może się chociaż zastanowi i drugi raz pomyśli zanim wjedzie na skrzyżowanie.

Rekord miesiąca ustanowiony.

Po ciężkiej nocnej walce z komarami czułem się rano niczym koń po westernie.
Postanowiłem, że czas zrobić przerwę w jeżdżeniu. Nie wiadomo jednak czemu, automatyzm moich ruchów wdział świeżutki, upraniutki strój rowerowy. Trudno... może jutro dam sobie spokój. Zwłaszcza, że dzisiaj 2 godziny latania od kosza do kosza za piłką. W sumie to całkiem nieźle się kręciło jak na powesternową chabetę ;)

Chlapnęło mi dzisiaj deszczem, wichurą i błotem w twarz porządnie. Wiało tak, że myślałem, że wepchnie mnie z powrotem do pracy. Słoneczko jednak się nie poddawało i pięknie świeciło dalej tworząc na spółkę z deszczem przepiękną tęczę (jaki jestem Roman Tyczny).

Ciekawostka, którą dzisiaj znalazłem w sieci:



Żelki zawsze w pogotowiu.

A tutaj na stronie producenta

Pięknie, kuźwa, pięknie. Pękła guma i trza było zmieniać (świetnie, że tydzień wcześniej zakupiłem zapasik). Nogi słabiutkie - ledwie kręciłem korbą. Do bani. Nie lubię porannych dojazdów.

Niedzielne kręcenie. Niestety nie mogłem dzisiaj za długo jeździć. Synek się rozchorował i muszę troszkę się nim poopiekować.

Po "ciężko" przepracowanej sobocie stwierdziłem, że należy mi się choć troszkę śmigania. Jako, że już się ściemniało, to dystans nie za długi (póki co nie dorobiłem się oświetlenia). Wyszedł za to całkiem niezły AVS.